Zadanie:
Zapoznaj się ze wspomnieniami Pani Neli na temat Osiedla wojskowego – tekst znajdziesz pod zdjęciami. Następnie udaj się na Plac Wojska Polskiego i nagraj krótki film telefonem komórkowym, na którym maszerujesz wojskowym krokiem defiladowym na tle “Kościuszkowca” (Plac Wojska Polskiego 129).

Na czarno-białym zdjęciu (z ok. 1964 r.) pani Nela stoi przy osiedlowym przedszkolu, w wózku jest jej młodsza córka, obok stoi starsza. Przedszkole było zbudowane z czerwonej cegły, każda grupa miała swoją salę, miejsce w szatni, były przestronne łazienki. Dyrektor mieszkała na Osiedlu, podobnie jak inne nauczycielki. Jedna nauczycielka była „obca” - przychodziła do pracy z Wesołej.
              W latach 50., kiedy rodzina pani Neli sprowadziła się na Osiedle, stały tu bloki oficerskie z szarej cegły (sprzed wojny) i nowsze bloki dla podoficerów. Rodzina pani Neli mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu, ale do swojej dyspozycji miała tylko jeden pokój oraz kuchnię. W drugim pokoju mieszkała inna rodzina, a w trzecim – młody wojskowy bez rodziny. Warunki były trudne – piec opalany drewnem, łazienka wspólna. Na Osiedlu były tylko 3 samochody – w tym samochód męża pani Neli (syrenka). Samodzielnie złożył ją z części.
              Osiedle było ogrodzone, na jego teren można było dostać się tylko przez bramę wjazdową pilnowaną przez żołnierzy (choć zdarzało się, że dzieci i młodzież wymykali się licznymi dziurami w płocie). To zamknięcie z jednej strony dawało ogromne poczucie bezpieczeństwa mieszkańcom, ale z drugiej – dużej kontroli. Rejestrowane były wejścia i wyjścia mieszkańców, ich gości oraz innych osób przekraczających bramę.
              Poczucie bezpieczeństwa było dla mieszkańców dużą wartością. Wszyscy się znali, dzieci biegały swobodnie, wynajdując sobie miejsca zabaw. Obowiązywała niepisana zasada „wszystkie dzieci nasze są”, rodzice doglądali nie tylko swoich dzieci, ale także dzieci sąsiadów. Był też pan dozorca, który o godzinie 19 nakazywał dzieciom kończyć zabawę i iść na „dobranockę”. Nie zdarzały się kradzieże, można było zostawić sanki pod blokiem i wiadomo było, że nikt ich nie zabierze. Dla Neli to poczucie wspólnoty i bliskości było niezmiernie ważne. Po zlikwidowaniu  ogrodzenia oraz bramy i otwarciu terenu Osiedla powoli zaczęło się to zmieniać. Mieszkańcy musieli przyzwyczaić się do utraty poczucia bezpieczeństwa (np. do kradzieży), ale też zyskali większą swobodę w codziennym życiu. Ważną zmianą było także to, że na Osiedle zaczęły wprowadzać się rodziny spoza Jednostki – to spowodowało, że tego poczucia wspólnoty „ubywało”. Pozostało jednak po dziś dzień pomiędzy „rdzennymi” mieszkańcami.
              W czasach, kiedy Osiedle było zamknięte, jego życie toczyło się własnym, wewnętrznym rytmem. W bloku pod numerem 14 był sklep całkiem nieźle zaopatrzony, choć i tak często trzeba było wystać się w kolejce. W sklepie pracowały panie z Osiedla, więc zdarzało się, że dzieci przychodziły po paczkę papierosów dla taty i panie im te papierosy sprzedawały, bo wiedziały, który tata pali, a który nie. Oprócz sklepu i przedszkola była także izba chorych, czyli przychodnia, a na terenie Jednostki stadion, kasyno, gospodarstwo rolne i świniarnia. Życie toczyło się także wokół Organizacji Rodzin Wojskowych, w którą w dużej mierze zaangażowane były kobiety. Dzięki temu odbywały się przeróżne uroczystości, spotkania i zabawy: obchody Dnia Dziecka, Dnia Wojska Polskiego, kuligi, „choinki” czy inne imprezy.
              Teren był bardzo duży i w okresie powojennym znacznie mniej zabudowany niż dziś. Dawało to możliwość jego eksploracji i wykorzystania. Dzieci miały dużo możliwości tworzenia „kryjówek i baz” do zabawy, a dorośli zagospodarowali teren pod ogródki działkowe. Przez wiele lat była to oddolna inicjatywa, dopiero w latach 70. ogródki zostały „zalegalizowane” przez Polski Związek Działkowców.
              Tata opowiadał kiedyś pani Agnieszce, że na górce (tam gdzie teraz stoi kościół) ponoć przed wojną była kaplica. Potem kaplicę zlikwidowano i na tym miejscu wybudowano odkryte baseny, otwarte w sezonie letnim. Oficjalnie baseny był otwierane tyko w soboty i niedziele dla oficerów, ale dzieci z Osiedla korzystały z nich w ciągu tygodnia wchodząc na ten teren znanymi sobie ubytkami w ogrodzeniu. Baseny były dwa: większy z wieżą i trampoliną usytuowany wyżej i mniejszy (brodzik dla dzieci) niżej - teraz jest tam parking. Korty były „od zawsze”. Potem, w latach 90. wybudowano tu kościół.
Na przeciwległej działce, jeszcze przed ukończeniem budowy kościoła, powstał Klub Kościuszkowca. Na jego tyłach była piwnica, którą młodzież zaanektowała na dyskoteki.
Ponieważ bardzo długo nie było tu szkoły podstawowej, a dzieci były zmuszone chodzić przez tory do szkoły przy ulicy Armii Krajowej, otwarto oddziały wczesnoszkolne w pomieszczeniach Klubu, a potem także na plebanii kościoła. Dopiero potem, na sąsiadującej z Klubem działce, powstała szkoła podstawowa.
             
Opracowano na podstawie rozmowy z Anielą i jej córką – Agnieszką
Wolontariat rodzinny: Karolina i Joanna           
Back to Top